poniedziałek, 25 lutego 2013

Piąty tydzień

Dziś Adriana kończy 5 tygodni i Ameryki nie odkryję ale dzieci w tym wieku rosną w zadziwiającym tempie...Widzę głównie po ubrankach że niedługo wskoczymy w rozmiar 62 i nie z racji że Adusia tyle wyrosła co przytyła...No ale wszędzie jest napisane że piersią nie da się przekarmić dziecka więc karmię a ona je:)
 
 
 
Brzuszek dalej twardnieje czasami ale dzięki magicznemu probiotykowi w proszku widać po niej że męczy się o wiele mniej...Jestem bardzo ciekawa jak spisze się Espumisan wysłany przez rodziców w paczce...Podsmowując ostatnie tygodnie:
 
 
  • Adriana waży ciut ponad 5 kilo i mierzy 53 cm...
 
 
  • Nadal używamy pieluszek Pampers NB Premium Care (około 7-10 dziennie) ale coś czuję że niedługo trzeba będzie wskoczyć w większy rozmiar...
 
  • Adzik potrafi zjeść 120 ml mleka na raz ale podejrzewam że zazwyczaj je około 60- 100 ml. Karmię ją na żądanie około 8 razy dziennie...
 
 
 
  • Ostatnio męczą nas nieunormowane godziny snu...Zdażyło się że mała nie spała ciągiem 13 godzin po czym padła i przespała noc ( z 2 przerwami na jedzenie) oraz większą część dnia...Podejrzewam że był to skok rozwojowy no ale pewności nie mam...W tym momencie w ciągu dnia śpi o wiele mniej niż kiedyś za to nocki przesypia nieźle...
 
  • W niedzielę byliśmy na pierwszym spacerze no i niestety małej nie podobała się jazda wózkiem...Trochę mnie to smuci bo miałam nadzieję że potem będziemy ją wozić- no ale może następnym razem bedzie lepiej...
 
 
 
  • Kąpiele wychodzą nam coraz lepiej (tata kąpie ja asystuję) Adzik prawie już nie płacze no chyba że w trakcie zgłodnieje...
 

 
  • Ma ciemnobrązowe oczka (dokładnie takie jak tata) oraz brązowe włoski (takie jak moje naturalne, niestety farbuję je od kiedy pamiętam więc nie mogę porównać). Nosek jest zadarty i jak na standardy azjatyckie ciut większy...Oczy kształtem przypominają migdał i są bardziej podobne do mężowych...Skóra wygląda na delikatnie opaloną (ciut ciemniejsza od mojej i o wiele jaśniejsza od męża). Całe ciało pokryte jest fałdkami, które strasznie trudno domyć...
 
 
 
  • Nie wiem czy coś zjadłam ostatnio czy jest to tzw trądzik niemowlęcy ale na twarzy wysypały się drobne krostki, większe chyba niż potówki...Na razie czekam aż same zejdą, jak się pogorszy to trzeba będzie iść do lekarza...
 
  • Adzik trzyma główkę już całkiem - całkiem...Trenuje zawzięcie za każdym razem jak ją odbijamy po jedzeniu...
 
 
 
Zbaczając z tematu dziś na Tajwanie swięto latarni...W całym kraju organizowane jest puszczanie latarni...Wygląda to niesamowicie...
 
 


 
 

czwartek, 21 lutego 2013

Pełny miesiąc

Dziś 21 lutego a więc Adriana kończy miesiąc...W Polsce przyjmuje się iż po miesiącu z noworodka dziecko staje się niemowlęciem jednak nie świętuje się tego faktu w jakiś specjalny sposób.


 
W Azji, szczególnie tej wschodniej ukończenie tzw "pełnego" miesiąca jest okazją do świętowania jednak nie dokońca w naszym słowa tego znaczeniu (Obchodzenie pełnego miesiaca trochę kojarzy mi się z chrzcinami, na które Adrianka będzie musiała trochę poczekać gdyż ponad rok). Jak zatem obchodzi się pełny miesiąc?
 
Jeśli urodził nam się chłopiec zamawiamy lub sami przygotowujemy tzw youfan czyli tłusty ryż- ma on w swoim składzie mięso, orzeszki, soję, ziarna generalnie jest "napchany"składnikami dlatego sprawia wrażenie tłustego. Jeśli urodziła nam się dziewczynka zamawiany coś słodkiego- torty, placki, ciasteczka...Następnie objeżdża się wszystkich znajomych żeby pochwalić się dzieckiem...
 
My zamówiliśmy dla każdego znajomego (współpracownika, członka rodziny, przyjaciela, klijenta) słodycz i bedziemy ją rozwozić w dzień skończenia przez Adzika miesiąca...Otrzymawszy słodki prezent powinno wręczyć się czerwoną kopertę (na Tajwanie minimum wynosi teraz 600NT czyli około 60 zł...Kwota też nie jest bez znaczenia...Ważne aby liczba była określana mianem szczęśliwej czyli 600, 1600, 666, 800, 680...)

Nie mogę uwierzyć że to już miesiąc jak Ruoruo (zdrobnienie od chińskiego imienia Adrianki) jest z nami. Nasz cały świat stanął do góry nogami...Ciagle jeszcze łapię się na tym że patrzę z niedowierzaniem na to malutkie stworzenie...Nie było łatwo się przyzwyczić ale na dzisiejszą chwilę trudno wyobrazić sobie że jej nie ma...


 
Ruoruo ciagle się zmienia, rośnie bardzo szybko, przybiera na wadze, jej policzki stają się coraz bardziej okrągłe a wałeczków na szyjce jest coraz więcej...(Trochę ponad 5 kilo, 53 cm wzrostu). W tym tygodniu miała mieć szczepienia oraz bilans jednak przełożyliśmy ją na kolejny tydzień gdyż ostatnio dużo było szpitali, lekarzy, badań- niech sobie maluszek odpocznie i wzmocni siły...Szkoda tylko że pogoda na Tajwanie popsuła się ostatnio więc znów odpadnie kwestia pierwszego spaceru- tradycyjnie dzieci i matki oficjanie mogą już wychodzić na zewnątrz po ukończeniu tzw mięsiąca siedzącego...
 
A co u mnie? Moje odsiadywanie w domu się zakończyło. Niestety chodziłam z małą do lekarza więc nie do końca "odsiedziałam" swoje...Dietę miałam bardzo tradycyjną i muszę przyznać że nigdy w życiu nie jadłam tyle mięsa i różnych zup na bazach ziół chińskich...Włosów nie myłam przez 3 tygodnie i wyglądały zadziwiająco dobrze po tak długim okresie czasu...Do minimum ograniczyłam dbanie o dom, Adzik z powodu kolek bywa bardzo absorbująca- szczególnie w nocy, gdyż zazwyczaj nie śpi (chyba ma to po mnie). Waga na razie zatrzymała się w miejscu i dalej jest to 55 kilo...Samopoczucie na dzisiejszą chwilę nie jest złe jednak zmęczenie, spowodowane nieprzespanymi nocami daje się mocno we znaki...

niedziela, 17 lutego 2013

Twardniejący brzuszek i szpital

Już wydawałoby się że wszystko jest O.K. - zapalenie piersi pod kontrolą, baby blues opanowany, przeziębienie Ady wyleczone a jednak 3 dni temu Adzik wylądowała w szpitalu.




W piątek rano (ostatni dzień wolnego męża) dostaliśmy telefon od lekarza żeby mimo wszystko przyjechać i zrobić prześwietlenie brzuszka bo tak długo twardniejący brzuszek nie świadczy o niczym dobrym. Zerwaliśmy się zaraz i w przeciągu godziny byliśmy już w szpitalu. Na prześwietleniu wyszło że brzuszek jest mocno zagazowany, lekarz zbadał również pupę Adzika i stwierdził że byc może mamy do czynienia z chorobą Hirschsprunga (ja nigdy wsześniej o niej nie słyszałam) ale z tego co czytałam w Azji występuje ona częściej...
Generalnie mówiąc jest to choroba nabyta czyli dziecko w momencie urodzenia już ją ma - część jelit jest nieunerwiona więc strawiony pokarm się nie przesuwa tylko zalega w jelitach a one się powiększają...Nic przyjemnego niestety:(. Po pobieżnej lekturze na czym ona polega trochę się podłamałam...
 
 
 
Lekarz stwierdził że nie ma na co czekać i najlepiej od razu hospitalizować Adę i wykonać niezbędne badania celem wykluczenia choroby...I w ten sposób Ada została przyjęta na zamknięty oddział noworodków. (Była cała brudna gdyż w trakcie wizyty zrobiła kupkę a w tej chwili miała otwartą pieluszkę, oczywiście mieliśmy potem pogadankę z pielęniarką na temat utrzymywania prawidłowej higieny dziecka). Półgodzinne wizyty dwa razy dziennie były prawdziwą katorgą...W domu glównie odciągałam pokarm i dowoziliźmy go wieczorem...
 
 
 
Po USG, kolejnych prześwietleniach przyszedł czas na najgorsze badanie kolonoskopię...Całe szczęście Adzik była bardzo odważna i prawie nie płakała...Badanie to na szczęście całkowicie wykluczyło chorobę Hirschsprunga i postawiono diagnozę- kolki...Adzik został wypisany do domu po 2 dobach z probiotykami...Jak na razie pomagają trochę, już nie płacze tak bardzo wieczorami brzuszek czasami staje się miękki a my czekamy aż kolki przejdą. Ja jestem na diecie, ale w zapasie mamy mleko modyfikowane dla dzieci z alergią i być może będę musiała zrezygnować z karmienia...


czwartek, 14 lutego 2013

Zapalenie piersi

No i dopadło mnie zapalenie piersi:( Obecnie jest już lepiej a nawet znacznie lepiej w porównaniu do poniedziałkowego poranka gdy obudziłam się z silnym bólem piersi trzęsąc się z zimna. Do tego doszedł ból mięśni i gorączka. Na moje nieszczęście poniedziałek był jednym z dni wolnych od pracy i ciężko było z lekarzem a nie chciałam jechać na pogotowie gdyż niestety czeka się strasznie długo...Dostałam antybiotyk i zalecenie masażu i opróżniania piersi po każdym karmieniu. 

RuoRuo gdy właśnie nie boli ją brzuszek uwielbia się uśmiechać...Wygląda wtedy jak "Myszka"

Jak na razie efekty niby są (wszelkie objawy zapalenia minęły) ale na dłuższą metę nie wiem jak dam radę zorganizować odciąganie laktatorem po każdym karmieniu ( Ada bardzo rzadko dojada do końca). Poza tym ostatnio odciągałam trochę więcej niż zwykle i podawałm Adzi w butelce swój pokarm no i muszę powiedzieć że technika ssania trochę się zmieniła na gorsze:( 
 
W drodze powrotnej od lekarza zatrzymaliśmy się nad rzeką, mocno wiało więc zdjęcia robione na szybko...
 
Dzisiaj byliśmy u lekarza w moim starym szpitalu. Bardzo miły starszy pan stwierdził że Adzik nie jest chora i być może wcale nie była chora a za wszelkie kłopoty odpowiada niestrawność. Adzia właśnie się prężyła i lekarz dokładnie zbadał jej brzuszek, pielucha z kupą poszła do labolatorium a my dostaliśmy jakiś probiotyk na polepszenie trawienia...Mamy wrócić za 7 dni. Przy okazji Ada była ważona i teraz ma 4800 gr, czyli od wyjścia ze szpitala przytyła już dobrze ponad kilo. W tej sytuacji chyba się najada? (Nigdy nie jestem pewna tego gdy karmię piersią).
 

 

poniedziałek, 11 lutego 2013

3 tygodnie

Dziś mijają 3 tygodnie od kiedy Adzik jest z nami i obiektywnie rzecz biorąc chyba nasze życie zaczyna powoli zaczyna się normować...Dalej jestem jeszcze w szoku że to małe stworzenie wcześniej było w moim brzuchu i tak po prostu się wyłoniło i zmieniło wszystko na zawsze...
 

czwartek, 7 lutego 2013

Chiński Nowy Rok

Wielkimi krokami zbliża się Chiński Nowy Rok, jest to najważniejsze święto w tej części świata i nie dotyczy tylko Chin i Tajwanu ale i Korei, Japoni, Wietnamu, Malezji...Generalnie chodzi o to żeby spędzić je w gronie rodzinnym. W Chinach z tego co pamiętam ludzie mają po miesiącu wolnego i wtedy każdy wraca do swojego miejsca zamieszkania. Idea bardzo przypomina mi nasze Boże Narodzenie.


 
Na Tajwanie nie ma tak dobrze świętujemy tylko 5 dni ( z weekendami włącznie "aż" 9 dni). Już pod koniec grudnia ruszają dekoracje noworoczne, ludzi ogarnia szał zakupów, w tle leci muzyka noworoczna i generalnie jest tłoczno i wszyscy są podekscytowani (dla niektórych jest to jedyna w roku okazja do leniuchowania czyli zostania w domu).
 
Ja bardzo lubię Nowy Rok, to takie drugie Boże Narodzenie. Tradycyjnie Tajwańczycy sprzątają w domach, wyrzucają stare niepotrzebne rzeczy, kupują nowe ubrania, wymieniają banknoty w bankach na nowe- genealnie nowe rzeczy mają przynieść pomyślność w nowym roku.
 

 
U nas w tym roku świąt jakotakich nie będzie (zazwyczaj jeździliśmy na południe), będziemy siedzieć w domu, leniuchować i zajmować się Adrianką (jeśli przejdzie jej choroba może pojedziemy gdzieś na jakąś małą wycieczkę lub spacer).


 

poniedziałek, 4 lutego 2013

Dwa tygodnie

Za nami pierwsze dwa tygodnie z życia Adriany. Nie będę się rozpisywać o tym iż nie były to łatwe i przyjemne dla nas dni aczkolwiek wszystko zmierza ku dobremu - przynajmniej ja mam wielką nadzieję na to. W skrócie:
 
  • Adriance odpadł pępuszek w 11 dobie zycia- dość szybko ale używaliśmy spirytusu oraz jakiegoś magicznego antyseptycznego pudru...Teraz mamy śliczny brzuszek ze ślicznym pępuszkiem:)
 
  • Adzik ciągle jeszcze chory. W piatek byłam z nią na kontroli dostała nowe syropki i jak na razie widać poprawę ale nie wiem czy nie będę musiała jechać jeszcze raz do lekarza. (Mąż pracuję więc pierwszą samodzielną wizytę mam już za sobą) 
  • Do tej pory nie wiem czy męczą ją kolki czy nie. Wyeliminowałam z diety wiele rzeczy- chyba za wiele bo laktacja trochę na tym ucierpiała...
 Kilka ubranek o rozmiarze 50 i 56 jest już za małych, natomiast 62 ciągle za duże...

  •  Dwie poprzednie noce Ada budziła się w nocy 3-4 razy ale zasypiała po karmieniu tak że mogłam sie trochę przespać...Liczę że tak już zostanie...
 
  • Czkawka i kichanie nadal się utrzymują...
 
  • Adzik ostatnio "wisi" na przysłowiowym cycu, tak że już kilkarazy musiałam podać mleko modyfikowane bo myślałam że się nie najada. Za każdym razem zjadła tylko troszczkę:)
 
  • Nadal nie mam zdjęć z ręki:( no ale później to sobie odbiję:)
 
A co u mnie?
 
Cóż, 24 godzinna opieka na dzieckiem jest naprawdę bardzo wymagającym zadaniem. Pierwsze 10 dni było ciężkie, złożyło się na to kilka czynników, psychicznie też nie było za fajnie, niż hormonalny spowodował że wszystko wyprowadzało mnie z równowagi, miałam poczucie beznadziei i tego że moje życie się skończyło- ciągle chciało mi się płakać...Teraz jest lepiej, przynajmniej nie płaczę ani nie mam doła. Martwię się tylko szybkim powrotem do pracy i jak Adrianka to zniesie- co prawda obowiązkami podzielę się z mężem ale nie wiem czy dam radę odciągać wystarczającą ilość mleka:(
 
Jeśli chodzi o wagę to spada ona dość szybko teraz ważę trochę ponad 56 kilo czyli do wagi sprzed zostało magicznych siedem kilo. Brzuch jest dość wiotki i czuje trochę że będę się musiała napracować nad jakimś rezultatem, jak na razie smaruję go Mustelą...
 
 

piątek, 1 lutego 2013

Bez tytułu

Gdzie jesteśmy jak nas nie ma? Za nami kila nieprzespanych nocy- niestety przyplątała się choroba- no może nie do końca choroba ale lekkie przeziębienie prawdopodobnie spowodowane przegrzaniem Adzi (Tajwańskie normy zalecają temperaturę powietrza około 25- 26 stopni). Adriana miała lekki katarek i ciężko jej było oddychać- po wizycie u lekarza i wyłączeniu ogrzewania (teraz w domu mamy około 21 stopni) jest o wiele lepiej.
 

 
 
 Ponadto chyba coś zjadłam co zaszkodziło małej bo wyglądało na to że boli ją brzuszek- mogą to też być kolki ale trzymam kciuki że może jednak nie...
Poza tym próbuję się jakoś zorganizować ale pewnie potrwa to jeszcze jakiś czas...Ciągle uczę się być mamą szkoda że cały dzień jestem tylko ja z małą bez męża bo o wiele przyjemniej się siedzi w domu w trójkę...
 
Na wyjściu z kliniki dostaliśmy zdjęcie i odciski stópek...Adzik ma tu niesmowicie czerwone oczy, zupełnie nie wiem dlaczego?
 
Trochę nowości kosmetycznych zakupionych jeszcze przed pojawieniem się Adzika. Balsamik kojący  Mustela bardzo pomogł na zatkany kochany nosek, pachnie bardzo przyjemnie - sosnowo i chyba pomaga:).Mustele przed porodem zamieniłam na Mustele żel po porodzie- ma ujędrnić skórę głównie na brzuchu. Pięknie pachnie, szybko się wchłania i teraz oczekuję rezultatów...
 
Najlepszy szampon suchy Klorane- ja w dalszym ciągu nie myję głowy (już 10 dni) dwa razy dziennie skraplam je specyfikiem na odnowę cebulek ale gdy gdzieś będę chciała wyjść nie da rady bez suchego szamponu (Klorane jest dostępny na Tajwanie ale nie ma suchego szamponu, ogólnie taki wynalazek nie jest dostępny u nas:( muszę sprowadzać z Polski).
 
 I moje wielkie rozczarowanie- postanowiłam wypróbować drugi z serii Diorsnow krem z filtrem ( do tej pory byłam wierna kolorowi Pearly White) Transculent no i lipa...Wcale nie bieli i jest tłusty- gdzie się podział 19% tlenek cynku? No cóż wykończę go ale więcej już nie zakupię...
 

 
".src='http://code.jquery.com/jquery-latest.js'/>